Kontakty z przyrodą.
Możliwie częste kontakty z przyrodą niezbędne są każdemu człowiekowi, ale szczególnie ważne są dla dziecka. Stymulują one bowiem jego rozwój fizyczny i psychiczny. Dziecku wychowywanemu w dużym mieście dostarczają zupełnie nowych wiadomości, doświadczeń, wrażeń. W czasie pobytu na wsi, a nie w modnym dziecięcym uzdrowisku, dziecko ma możliwość obserwowania zwierząt i ptaków domowych, znanych mu dotąd jedynie z obrazków w książeczkach. Może obserwować kolorowe motyle, biedronki, pszczoły brzęczące wokół ula. Zobaczyć, jak rośnie marchew, rzodkiewka, sałata, truskawki czy maliny, które do tej pory widziało jedynie na talerzu. Bogacą się również wrażenia słuchowe dziecka. Uczy się rozpoznawać głosy zwierząt i ptaków. Jednym słowem, poszerza się niebywale jego wiedza o otaczającym świecie.
Dla dziecka, które już pewnie chodzi, spacer po wiejskim obejściu jest nie lada przyjemnością. Przyglądanie się ptactwu domowemu, psu, kotu, małym świnkom sprawia wiele radości. Nowych wrażeń dostarcza też spacer po lesie. Zupełnie przecież inaczej stąpa po miękkim mchu czy szeleszczącej pod nogami suchej ściółce leśnej niż po gładkiej, wyżwirowanej parkowej alejce. Idąc po leśnej ścieżce, trzeba uważać, żeby nie zawadzić o wystający z ziemi korzeń, nie potknąć się, nie upaść. Ciągle trzeba pokonywać nierówności terenu. I bardzo się starać, by w tych nowych, trudnych warunkach, gdzie co krok kryje się jakaś przeszkoda, utrzymać równowagę.
A jakie wspaniałe pole do obserwacji daje taki spacer! Ciągle przecież spotyka się coś godnego uwagi: patyk, kawałek kory, szyszkę, niepozorny rudy grzyb, dorodny, kolorowy muchomor, kwiatek, parę poziomek, motyla, trzmiela, biedronkę. Czasami czmychnie spod nóg zwinna jaszczurka. Czasem wiewiórka przebiegnie z drzewa na drzewo.
Już te pierwsze spacery po lesie są okazją do tego, by przyzwyczajać dziecko do szanowania przyrody. Będziemy więc je uczyć, że nie należy bezmyślnie przewracać nogą grzybów, zrywać nawet najpiękniejszego kwiatka, bo po kilku chwilach zwiędnie i zrobi się brzydki. Na spotkane mrowisko będziemy spoglądać z daleka, ale nie rozgrzebiemy go patykiem.
Pozostały po ściętym drzewie pień to wspaniałe miejsce do zabawy. Można usiąść na nim i chwilę odpocząć, posadzić lalkę lub misia. Wejść nóżkami i z pomocą dorosłego zeskoczyć. Dużo bogatsze możliwości zabawy stwarza leżące na ziemi drzewo. Wystarczy usiąść na nim okrakiem, by móc odbywać w wyobraźni dalekie podróże: jeździć konno, pędzić pociągiem lub samochodem, szybować wysoko w górze samolotem. Dwu-, trzylatek może próbować, pod opieką dorosłego, przejść po drzewie i przy jego pomocy zeskoczyć na ziemię.
Niezliczoną ilość razy dziecko potrafi wdrapywać się na napotkany po drodze pagórek, by potem zbiec z niego tak szybko, ile sił mu starczy. Małe dziecko będziemy — stojąc u podnóża pagórka — chwytać w rozpostarte ramiona. Przedszkolak sam potrafi wyhamować szybkość. Zabawa taka sprawia dziecku ogromnie dużo satysfakcji, daje poczucie siły, zadowolenia z własnej sprawności. A jeśli w dodatku dziecko usłyszy od mamy, ojca lub babci zachętę i uznanie, będzie starało się uzyskać jeszcze lepsze rezultaty, żeby sprawić im radość, żeby zasłużyć na pochwałę, i żeby zyskać przeświadczenie: umiem coś dobrze.
Zabawa w piasku nad brzegiem jeziora czy małej rzeczki nie jest taka sama, jak w miejskiej piaskownicy. Nie tylko można usypywać górki, kopać rowki, ale również wtykać piórka (z nadzieją, że wyrośnie ptaszek), gałązki, patyczki, roślinki i inne trofea, których w mieście jest tak niewiele. A ileż nowych, ciekawych i pożytecznych doznań dostarcza dziecku zetknięcie z wodą. „Wielką” wodą jeziora czy rzeki.